Strona główna na dzień dobry

17 lipca 2023

Mój Nordcapp


Jeśli boisz się tego czego pragniesz to znaczy, że o tym marzysz. To jest marzenie. Jeśli tylko czegoś tylko chcesz to znaczy, że jest to zachcianka. Mój motocyklowy wyjazd na Przylądek Północny był marzeniem. Bałem się jego realizacji. Samotnie motocyklem, wcale nie rasowym turystykiem typu BWG GS przejechać 6500km to było nie lada wyzwanie. Ale zaplanowałem ten wyjazd i zrealizowałem go. I jestem z siebie dumny. A nie chodziło tylko o sam cel - Nordcapp, czyli Przylądek Północny. Bo sama podróż też jest czymś, czego się nie zapomina.

Dojazd do Świnoujścia nie był problemem. Problemem był deszcz, który rozpoczął się w okolicach Gorzowa Wielkopolskiego i trwał 3 dni.

Z Ystad do Gotegorbga jakoś poszło. Deszcz nie odpuszczał.

W drodze przystanąłem by strzelić fotkę przy wiatraku w Sjöbo i zachwycić się monumentalną twierdzą Varberg. Akurat trwał piknik rycerski więc załapałem się na dodatkową atrakcję. A i deszcz na tę chwilę odpuścił.




Troszkę dalej podziwiałem majestatyczną radiostację w Grimeton wzniesioną w 1923 roku i nadającą sygnał na falach długich - dziś już nie używanych. Radiostacja jednak nadal działa a nadajnik jest używany przy specjalnych okazjach, takich jak dzień Alexandersona i Wigilia Bożego Narodzenia, kiedy to stacja nadaje kilkuminutową transmisję alfabetem Morse'a. 2 czerwca 2004 roku obiekt został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Radiostacja posiadała bliźniaczy, lecz większy ośrodek w Polsce, znany jako Transatlantycka Centrala Radiotelegraficzna pod Warszawą, wysadzony w powietrze 16 stycznia 1945 roku przez Niemców wycofujących się z Warszawy.


W samym Goteborgu zwiedziłem muzeum Volvo, które podzielone jest na tematyczne sale, a każda z nich dotyczy kolejnych dziesięcioleci w historii firmy. Auta  ustawione są w chronologicznej kolejności, dzięki czemu wraz ze zmieniającymi się modelami samochodów odbywamy prawdziwą podróż w czasie.  W 1926 roku Gustaf Larson oraz Assar Gabrielsson założyli firmę Volvo. Figury założycieli witają nas przy samym wejściu. W tej sali znajdują się znajdują także oryginalne biurka założycieli. A same eksponaty? Ech....









Przed przyjazdem na nocleg uparłem się by strzelić sobie fotkę przy szwedzkim samolocie Saab J35 Draken - pierwszym europejskim myśliwcu ponaddźwiękowym produkowanym seryjnie.

Od następnego dnia rozpoczęła się przygoda, o której marzyłem.

W drodze do Oslo odnalazłem cmentarzysko samochodów Båstnäs gdzie bracia Ivansson prowadzili kiedyś złomowisko samochodów, jedyne tego rodzaju złomowisko w Europie Północnej. Tutaj zobaczyłem jak będzie wyglądał świat dwadzieścia lat po wielkiej apokalipsie, kiedy przyroda powoli zacznie odzyskiwać miejsce, które kiedyś zajmował człowiek. Ile tam skarbów!






Tego dnia miałem dotrzeć do Lærdalsøyri gdzie rozpoczyna się (lub kończy) najdłuższy tunel świata. Plan wziął w łeb bo w samym centrum Oslo gwoździk umiejscowił się w tylnej oponie. W strugach deszczu, prawie na flaku dotarłem do stacji benzynowej i załatałem oponę. Ale czas się skurczył. Podjechałem jednak popatrzeć na monumentalną skocznię narciarską Holmenkollen. Robi wrażenie. Na inne atrakcje Oslo czasu nie wystarczyło. Może kiedyś... Ruszyłem dalej by dzień zakończyć w Jevnaker na noclegu.





Kolejny dzień przyniósł modyfikacje tras. Przejazd odcinkiem trasy 50 wymagał mnóstwa uwagi - nie dość, że droga pokręcona jak sznurek w kieszeni to jeszcze deszcz. No i trasa poprowadzona jest tak, że jeden tunel przecina drugi lecz na różnych głębokościach. Wystarczy popatrzeć na mapę by się zrobiło słabo. Kosmos. Jeśli to dopiero początek to jak wyglądać będzie słynna Droga Trolli? Wyjazd z tej spirali poprowadził mnie wprost do najdłuższego tunelu drogowego na świecie Lærdal Tunnel. Jego długość to 24,5km. Pół godziny jazdy pod ziemią...


Dalsza trasa na północ to zachwyt na przepięknymi widokami i dziką przyrodą. Nocleg w Skjåk zakończył dzień.




Nowy dzień przyniósł przejazd słynna trasą Trollstigen zwaną Drogą Trolli lub Drabiną Trolli. Niestety przejazd odbył się w deszczu, wietrze i mgle. To było wyzwanie. Trasa składa się z 11 serpentyn, które zakręcają nawet pod kątem 180°. Każdy zakręt nosi nazwę brygady odpowiedzialnej za budowę danego odcinka lub nazwisko szefa danej brygady budowlanej. Miejscami droga jest tak wąska, że mieści się tylko jedno auta. Od przepaści drogę oddzielają tylko wkopane kamienie. W połowie drogi znajduje się potężny wodospad Stigfossen z kamiennym mostem. Mgła jednak przesłania widoki. Na szczycie płaskowyżu, brodząc we mgle idę na platformę widokową Utsikten, skąd przy ładnej pogodzie widać całą Drogę Trolli. Przy ładnej pogodzie :-(








Następny przystanek to Geiranger - wioska nad fiordem o tej samej nazwie. Widok na nią z góry to czysta przyjemność dla oczu. Docieram do Eidsdal, wsiadam na prom by dotrzeć przed końcem dnia do słynnych skoczni narciarskich w Trondheim. Prace remontowe skoczni trwają. To dobrze. Ale dzień się kończy więc czas na postój, zaplanowanie następnego dnia i sen.



Następny dzień to plan dojazdu do portowego miasta Bodø, które będzie punktem startowym na Lofoty. Deszcz przestał padać. Jest coraz chłodniej, chłodniej i chłodniej. Nie ma się czemu dziwić. Docieram do Koła Podbiegunowego a dokładniej do Arctic Circle Centre - centrum turystycznego w Saltfjellet. W centrum znajduje się kawiarnia, sklep z pamiątkami oraz wystawy tematyczne. Z urzędu pocztowego możesz wysłać kartki, ostemplowane własnym stemplem koła polarnego. Koło podbiegunowe jest teoretyczną granicą tego, jak daleko na południe można zobaczyć słońce o północy, a także najbardziej wysuniętą na południe granicą arktycznej zimy, kiedy słońce nigdy nie wschodzi. Po prostu zaczęły się białe noce. I zimno jak nie wiem co. Termometry pokazują 6C podczas gdy w Polsce 30C. I ten przenikliwy wiatr, i ta pustka wokół...




Dojeżdżam do Bodø, znajduję nocleg i szukam pomysłu jak przedostać się na Lofoty. Niestety, wszystkie bilety na następny dzień są wyprzedane. Dowiaduję się jednak, że tylko połowa biletów jest sprzedawana online. Reszta przeznaczona jest do sprzedaży na miejscu. Wierzę, że los mi sprzyja i załapię się następnego dnia na prom na godzinę 11:00.

Nowy dzień jest zaplanowany. Do promu mam trochę czasu . Odwiedzam więc pobliską bazylikę. Stary kościół w Bodø został podczas wojny zniszczony. W 1946 odbył się zatem konkurs na budowę nowego kościoła. Kamień węgielny został położony w 1954 i nowy kościół został poświęcony przez biskupa Wollerta Krohna-Hansena w 1956. Katedra w Bodø jest zbudowana z betonu i ma projekt bazyliki. Kościół ma 36-metrową  samodzielną wieżę zegarową, która zawiera trzy dzwony. Jest tam również pomnik tych, którzy zginęli z Bodø podczas drugiej wojny światowej. Pomnik mówi:  "Tym z Bodø, który oddali swe życie dla Norwegii podczas wojny i okupacji 1940-1945. Nie nazwanym, nie zapomnianym".


Kolejnym punktem krótkiego zwiedzania Bodø jest muzeum historii lotnictwa otwarte w 1995 roku na terenie niemieckiego lotniska z okresu II wojny światowej. Niestety, popatrzyłem tylko z zewnątrz bo wejście kolidowało z godziną odejścia promu na Lofoty. Strzeliłem zatem kilka fotek i pognałem do portu ustawiając się w kolejce na prom. Bilety znalazły się a sama podróż na Lofoty trwała ponad 3 godziny. Podróż, która rozpieszczała oczy przepięknymi widokami.






Prom dotarł do nabrzeża w Moskenes, gdzie jest kilka kilometrów do miasteczka o najkrótszej na świecie nazwie: Å. Miasteczko będące tym z czym kojarzą się inne miasteczka na Lofotach. Tutaj kończy się malownicza droga nr. 10, jest muzeum suszonego dorsza, rybołówstwa oraz oczywiście klimatyczne,  drewniane, czerwone, żółte, budowane na wysokich palach tuż nad samą wodą domki. Dookoła zapach ryb, glonów, a w tle oczywiście góry. Tak więc zaczynam swoją podróż przez Lofoty. Zatrzymuję się czasem w jakiejś urokliwej wiosce takiej jak Nusfjord lub po prostu na plaży. Bajkowe obrazki wywołują co chwilę zachwyt i niedowierzanie, że to widzę i czuję jest prawdziwe. 112km uśmiechu i radości z widoków. Na koniec dnia docieram do Narwiku.








A skoro Narwik to koniecznie chciałem złożyć hołd naszym żołnierzom poległym to w 1940 roku w walce z Niemcami. Bitwa o Narwik była pierwszą militarną porażką armii niemieckiej - najeźdźcy zostali wyparci z Narwiku przez Norwegów oraz korpus ekspedycyjny składający się z żołnierzy polskich, brytyjskich i francuskich. Niestety, korpus został wycofany a Niemcy ponownie zajęli Narwik. Zlokalizowałem pomnik naszych bohaterów, chwilę postałem i podziękowałem im za waleczność. Szkoda, że pamiątkowe tablice pamiętają rok 1975 i Polską Rzeczpospolitą Ludową. 


Czasu trochę miałem więc pojechałem również zwiedzić Narvik Krigsmuseum, czyli muzeum wojny. Zauważyłem oglądając ekspozycje trochę inne podejście do samego zagadnienia wojny. Nie było epatowania bohaterstwem i martyrologią lecz przewijał się bezsens samej wojny.
Miłym gestem jest to, że jest tłumaczenie wydarzeń i eksponatów na język polski. Z ciekawostek - możemy tam zobaczyć replikę bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę.







Ruszyłem dalej na północ. Przyroda zmieniała się na bardziej surową. Ale nawet na pustkowi można wyżywić się z turystów. Przystanąłem na przydrożnym campingu-barze-sklepiku, który swoją formą przypominał tradycyjne norweskie namioty zwane Lavvu. Na środku namiotu Lavvu znajduje się palenisko, które zapewnia ogrzewanie i odstrasza komary. Ot, taka regionalna ciekawostka.
Na koniec dnia dotarłem do Sørkjosen. Trochę się ogarnąłem i poszedłem nasmarować łańcuch w motocyklu przed jutrzejszym atakiem na Nordcapp. Spojrzałem na oponę i zamarłem z przerażenia. Opona się skończyła - pojawiły się błyszczące druty osnowy. Co robić? Po analizie sytuacji zdecydowałem, że następnego dnia dotrę do Alta i tam wymienię oponę. Uspokojony położyłem się spać choć sen, ze względu na białe noce nie przychodził jak zwykle. Bo białe noce wcale fajne nie są - jest środek nocy a słońce nadal świeci i nie zamierza zajść. Organizm ciągle na obrotach. Trzeba znaleźć na to sposób.




Jak zaplanowałem, tak zrobiłem. Dojechałem do Alta, znalazłem serwis, który był.... zamknięty. Bo sobota to wolny dzień. Co robić? Zostać dwa dni to koszty duże. Jechać dalej to ryzyko. Cóż, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.

W samym mieście Alta odnalazłem Katedrę Zorzy Polarnej, bo w Alcie są ponoć najlepsze warunki do obserwacji zorzy polarnej. Jest to nowoczesny budynek oddany do użytku  w 2013 roku, wzniesiony z betonu oraz tytanowych płyt. Duże wrażenie robi ołtarz główny przedstawiający wizerunek ukrzyżowanego Jezusa na tle błękitnej podświetlanej ściany, a także spiralna dzwonnica o wysokości 47 metrów.






Po ochłonięciu ruszam do celu mojej podróży. Po drodze w zasadzie mijam tylko pojedyncze domki lub wioski. Przyroda staje się jeszcze surowsza, wiatr się wzmaga ale na szczęście słońce przepięknie oświetla wszystko co mijam po drodze. Zachwytów nie ma końca. Po drodze mijam znajomego Citroena 2CV z charakterystycznym spinaczem do bielizny na dachu, którego spotkałem wcześniej na stacji paliw. Nordkapp, czyli Przylądek Północny położony na wyspie Magerøya łączy ze stałym lądem 6870-metrowy podmorski tunel Nordkapptunnelen. Zresztą tuneli po drodze miałem przeogromną ilość.

I wreszcie jest - Nordcapp, czyli Przylądek Północny. Tu wody Oceanu Atlantyckiego mieszają się Oceanem Arktycznym. Przylądek Północny wyznacza równoleżnik 71°10’21 i koniec świata. Dalej na północ Europy dojechać już  nie można. Osiągnąłem swój kolejny motocyklowy ośmiotysięcznik. Niestety, to miejsce jest pełne turystów, którzy dowożeni są tu autokarami. Rejwach, wrzaski, śmiechy jak na pikniku. Jest sporo motocyklistów, ogromna ilość kamperów, trochę rowerzystów. Sam przylądek nie jest spektakularną atrakcją przyrodniczą, ale niesamowite, ascetyczne krajobrazy, które przemierza się w drodze na północny kraniec Europy zapadną każdemu w pamięć. Na przylądku znajduje się Ośrodek Przylądka Północnego, składający się z restauracji, kawiarni, muzeum i sklepu z pamiątkami. Jednym z symboli Nordkappu jest duży metalowy globus, który został ustawiony na punkcie widokowym w 1978 roku. Obraca się on w czasie silnego wiatru. Odnalazłem też pomnik "Dzieci Ziemi", który składa się z 7 dużych kół z różnymi motywami. Został on stworzony w ciągu 7 dni przez 7 dzieci ze wszystkich kontynentów i symbolizuje nadzieję, przyjaźń, szczęście i współpracę ponad granicami dzielącymi różne kraje.





Robię kilka zdjęć, cieszę się chwilą, myślę o tym co za mną i co przede mną... Dla wielu to po prostu miejsce jak wiele innych ale dla mnie to spełnienie marzenia. Być może była to podróż życia. Tego jeszcze nie wiem.

No właśnie. Rozpoczyna się etap schodzenia z mojego ośmiotysięcznika. Zarezerwowałem nocleg w drewnianym domku w Repvåg 85km od Przylądka. To taki kamping z kompleksem sześciu drewnianych domków na środku niczego. Całość wygląda bardzo urokliwie. Tylko trzeba tam jeszcze dotrzeć, więc ruszam w drogę powrotną. Zerkam na oponę i stwierdzam, że druty na niej widać już na całym obwodzie opony. Robi się ciekawie. Ale najpierw trzeba się wyspać. A tu ciągle widno...




Poranek. Na drutach opony daleko nie zajadę. Ustalam więc, że najbliższa cywilizacja gdzie mogę wymienić oponę jest w Rovaniemi. Ale trzeba tam jeszcze dojechać - bagatela 620km. To były najbardziej stresujące kilometry jazdy - wybuchnie opona teraz czy za chwilę?...
Planuję, że najpierw zajmę się oponą a później odwiedzę jeszcze Świętego Mikołaja w jego wiosce. I tak robię. Przy rekomendacji miejscowego klubu motocyklowego znajduję serwis i problem opony zostaje rozwiązany. Ufff.... Mogę ruszać dalej bez obaw. A było czego się bać - jechałem już na stalowych drutach dłuższy czas.




 

Wioska Świętego Mikołaja  została zlokalizowana w miejscu równoleżnika wyznaczającego Koło Podbiegunowe, czyli 66°33'39". Jest to cały kompleks, w którym oprócz biura Świętego Mikołaja, poczty czy elfiej farmy znajdziemy także całe zaplecze turystyczne, w którego skład wchodzą sklepy z pamiątkami, hotele, restauracje i kawiarenki. W samym centrum Wioski znajduje się Biuro Świętego Mikołaja. Wstęp do budynku i spotkanie z Mikołajem jest bezpłatne. Na miejscu, w przytulnych wnętrzach, możemy spotkać się ze Świętym Mikołajem, a jego elfy zrobią nam wspólne profesjonalne zdjęcie. Niedaleko biura Świętego Mikołaja znajduje się budynek Głównej Poczty Świętego Mikołaja. Możemy tam zakupić świąteczne kartki i podarunki. Wszystkie listy wysłane z poczty zaopatrzone są w specjalny podbiegunowy znaczek pocztowy. Wysyłając listy mamy do dyspozycji dwie skrzynki. W zależności do której z nich wrzucimy list, może on zostać wysłany natychmiast lub przyjść dopiero na święta. Na adres poczty Świętego Mikołaja corocznie przychodzi około pół miliona listów. W specjalnej gablocie zobaczyć możemy przegródki z nazwą każdego kraju. Polska oznaczona jest jako Puola.









Fajnie pomarzyć o świętach ale czas do domu. Ruszam więc dalej by dotrzeć do dość ciekawego miejsca - Gammelstad. Miasta-kościoły były często spotykane na terenie północnej Skandynawii. Budowano je z uwagi na wiernych, którzy mieli utrudniony dostęp do świątyń spowodowany dużymi odległościami lub ciężkimi warunkami atmosferycznymi. Mogli spokojnie przeczekać śnieżycę czy burzę i wrócić do swojego domu dzień czy dwa później. Tego typu osady były zaludniane wyłącznie w niedziele oraz podczas ważnych świąt religijnych. Miasteczko Gammelstad, do którego dotarłem składa się z przeszło 400 drewnianych domów, które w dużej części nadal pełnią funkcję kwater dla mieszkańców odległych zakątków na północy kraju, którzy przybywają tu na uroczystości zaślubin i konfirmacji. W sercu miasteczka znajduje się XV-wieczny granitowy kościół.





Dalej na południe, w  drodze na prom zatrzymałem się w Uppsali by popatrzeć na XVI-wieczny zamek wybudowany w czasach, gdy Szwecja była jedną z europejskich potęg. Zamek w Uppsali był siedzibą władz dawnej krainy o nazwie Uppland.




I tak szczęśliwie dojechałem do portu w  Nynäshamn. Cóż, miejsc w kabinach już nie było więc przydały się materac i śpiwór. Ale to już najmniejszy problem.

Do domu dojechałem po 12 dniach podróży.






Miałem marzenie, bałem się go ale spełniłem je. Pomimo deszczu trwającego 3-4 dni, pomimo chłodów sięgających 4C, pomimo wiatrów zrywających z nosa moje okulary, pomimo awarii opony motocykla.

"Do sukcesu nie ma żadnej windy. Trzeba iść po schodach". I szedłem.

"Cały świat usuwa się z drogi człowiekowi, który wie dokąd zmierza". I usuwał się.

„Nigdy nie ma wystarczającej ilości czasu, by zrobić wszystko, ale zawsze jest wystarczająca ilość, by zrobić to, co najważniejsze.” I znalazłem go.

„Przyszłość należy do tych, którzy wierzą w piękno swoich marzeń.” I mam te marzenia.

„Zawsze wydaje się, że coś jest niemożliwe, dopóki nie zostanie to zrobione.” I zrobiłem to.



4 komentarze:

  1. Przeczytałem oglądałem i zadraszczam ale najbardziej podziwiam Cię choć znamy się b długo gratuluję Piotr , Robert

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż mężu. Jestem z Ciebie dumna.❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna wyprawa i super opisane przeżycia. Pełen szacunek za odwagę na samotną wycieczkę. Pozdrawiam i życzę kolejnych wrażeń motocyklowych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowita historia czytało się z zapartym tchem coś pięknego życzę wiele takich marzeń i ich spełnienia .Dla odważnych świat należy.LWG🤗

    OdpowiedzUsuń

Napisz co o tym myślisz.

Z wizytą u Marii Konopnickiej

 Dzisiejsza przejażdżka była raczej testem nowego sprzętu ale nie marnowałem czasu. Wybrałem gminne dróżki by poszukać ciekawych miejsc. A t...